środa, 5 września 2007

Nic

Ja to jednak jestem dziwny. Pogoda wstrętna, pada deszcz, wieje wiatr, zimno jest, psa by nie wypędził (jak mawiał mój Tata), a mnie się to podoba. Co nie oznacza, że polepsza mi to nastrój. Lubię taką beznadziejną pogodę. Może dlatego, że jest jak gdyby częścią mnie?tyle tylko, że zamiast krwi leci woda...
Wczoraj się dowiedziałem, że 10.09 mam pierwszą poprawkę. Z socjologii. W sumie dobrze, ale mam problem, bo nie mogę się połapać w notatkach. Połowa jest uporządkowana, ale druga jest pomieszana jak cholera i za nic nie da się dojść co jest do czego. Trudno się mówi - najwyżej nie zdam.
Generalnie nie ma żadnej poprawy. Dalej to samo. Głęboko, coraz głębiej. Żyję z dnia na dzień, sam nie wiem po co i dlaczego. Wszystko jest bez sensu...czyżby śmierć była jednak tym najlepszym rozwiązaniem?chyba tak...

sobota, 1 września 2007

Powtórka z rozrywki(?)...

Znowu jest gorzej. Przez jakieś dwa dni wydawało mi się, że jest lepiej. Ale okazuje się, że nie. Znowu myślę o końcu. Znowu siedzę i nic nie robię. Gapię się w jeden punkt...jestem podenerwowany. Wszystko idzie nie tak, jak powinno. I nie tak, jak bym chciał...
ponad 30 śladów...będzie więcej...będzie dużo więcej...muszę...
jak długo jeszcze?
nawet pisać nie potrafię...
nic nie potrafię...po co ja w ogóle jestem?
chcę końca

czwartek, 30 sierpnia 2007

"No, to se z nim pogadałem..."

Dobra, po kolei.
Z zamknięcia niewiele wyszło, bo musiałem otworzyć drzwi. Nie było innej rady...oczywiście od razu zaczęły się pytania o to, dlaczego tak zrobiłem?dlaczego się zamknąłem?i co się ze mną dzieje?i żebym powiedział, jak mi można pomóc?heh, nawet do psychiatry chcą mnie wysłać...każde z tych pytań zbywałem jakimiś pomrukiem. Kurde!czy to takie dziwne, że chcę się odciąć od świata?od innych?widocznie tak. Mówi się trudno :/
sznyty...w sumie około 23 na obydwu rękach. Plus kilka na nogach. Raczej będzie więcej...dziś przeczytałem ciekawe zdanie-"I want to kill myself, but I don't want to die"...pasuje idealnie do mojej sytuacji. Lubię to...przez rok tego nie robiłem...teraz nadrabiam zaległości. Będzie lipa, jak ktoś z rodzinki to zauważy. Bo nie będą potrafili zrozumieć tego, że takie zachowanie może być normalne...i że pomaga...
Teraz komentarze. Tanatos, ja już nie mam siły. Nie wierzę, że cokolwiek się zmieni na lepsze. Jeśli już, to na gorsze. Rozczarowania, zawody, łamanie danego słowa, zwodzenie. Mam dość. W dodatku nie widać (a może ja nie widzę?) najmniejszej szansy na poprawę. To jest po prostu niemożliwe. To jest błędne koło. No bo spójrzmy prawdzie w oczy. Kto byłby zainteresowany osobą, która nie potrafi zmierzyć się z życiem, kaleczy się, poddaje, ucieka, nie dostrzega żadnej radości i nie potrafi już wierzyć?no kto?Nikt. Wiem o tym. A ta świadomość powoduje, że się tnę, uciekam, nie cieszę, zamykam się w sobie. Błędne koło, albo kwadratura koła. Do wyboru...
niemniej jednak jestem Ci naprawdę bardzo, bardzo, bardzo wdzięczny za Twoje słowa. Mogę Ci obiecać jedno. Dziś w nocy nie sięgnę po żyletkę, choć mam na to wielką ochotę. Ale dziś się nie dam :)

Dżemordko, do Ciebie mam następującą prośbę. Nie pisz "Twoja Dżemordka". Nie jesteś moja i, jak oboje wiemy, nigdy moją nie będziesz. Będąc na miejscu R. raczej nie byłbym zachwycony, gdybym zobaczył taki zwrot nieskierowany do mnie :roll: Druga sprawa, to pytanie, czy myślałem o Tobie w czasie planów samounicestwienia?hmm, jakby to powiedzieć...widzisz, ja Cię naprawdę bardzo, bardzo lubię. Ale...nie znamy się na tyle, żebym mógł powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi. Dlatego takie pytanie, jak Twoje, jest...trudne słowo...nieadekwatne(?).
Zastanawiałem się nad tym, co napisałaś...że ten blog nie jest po to, żeby się żegnać. może masz i rację. Może jest próbą wołania o pomoc?może...nie wiem...faktem jednak pozostaje to, że kilka dni temu niewiele brakowało, żebym ze sobą skończył. Albo przynajmniej spróbował to zrobić...
ogólnie ostro napisałaś...nie wiem, czy wiesz, ale osobie z myślami samobójczymi nie powinno się pisać takich rzeczy. No ale ja chyba wyjątkiem jestem, bo choć na początku się wkurzyłem, to za drugim razem przeczytałem na spokojnie.
Widzisz, to wszystko nie jest takie proste...tu nie pomoże zwykłe "nie martw się, głowa do góry, będzie dobrze". Bo ja wiem, że NIE będzie.
Co nie zmienia faktu, że najprawdopodobniej jeden dzień życia jeszcze jest przede mną...między innymi dzięki Tobie...się okaże, co będzie dalej...

PS. uczyć się, czy nie...na razie nie...

Hikikomori

Zamknąłem się dziś w pokoju. Na kłódkę. Przed chwilą. Mama jeszcze nic nie wie, ale zostawiłem jej kartkę, żeby się nie martwiła.
Zrobiłem dzisiaj zakupy-jedzenie i picie, żeby móc przetrwać w pokoju przez jakiś czas. Co potem, to się okaże. Kupiłem też żyletki, którymi przed chwilą się pobawiłem. Ostre są :)
wciąż myślę o końcu...ale chyba nie mam na to odwagi. To znaczy kilka dni temu byłem zdecydowany, ale od wczoraj jakoś mniej. Nie wiem, dlaczego. Może to rzeczywiście strach. Ale przed czym? cholera wie...
W sumie, to zapowiada się ciekawy okres :) hehe euforia jakaś we mnie siedzi. To chyba dzięki tym żyletkom.
Na razie tyle. Może potem coś dopiszę

wtorek, 28 sierpnia 2007

Kolejny dzień

Siedzę w domu, nic nie robię. Powinienem się uczyć na poprawki, ale po co?skoro chcę ze sobą skończyć, to nauka jest mi niepotrzebna.
Miałem to zrobić dzisiaj, ale jakoś nie wyszło. Ale na pewno zrobię to w tym tygodniu. Decyzję już podjąłem.
Siedzę i słucham powolnej, depresyjnej muzyki. Ciemno w pokoju, bo światło mnie wkurza.
Znowu się pociąłem. Nie mam już żadnej nadziei i radości w życiu. Jeszcze trochę, już niedługo.
Zastanawiam się, czy zostawiać jakieś listy "pożegnalne". Raczej chyba nie. Bo po co?co ja tam napiszę?że miałem dość życia?że mnie wszystko przerosło?że nie miałem siły?przecież wszyscy o tym wiedzą.
Jem coraz mniej. To dobrze. Będę lżejszy w trumnie. Będzie mnie łatwiej nieść.
Już niedługo...

niedziela, 26 sierpnia 2007

Jeden

Post pierwszy...no cóż...w moim życiu nie ma żadnych radosnych chwil. I tak jest od bardzo długiego czasu. Ponad dwa lata się z tym męczę. Każdy dzień jest taki sam, jak poprzedni. Kotś powie, że to fajnie, że mam ustabilizowane życie. Akurat. Nic bardziej błędnego. Wszystko jest bez wyrazu, szare, sumutne i bezsensowne. Nie ma żadnej nadziei na zmianę. A nawet, jeśli jakaś się pojawia, to umiera prawie natychmiast pozostawiając po sobie najgorsze wrażenia.
Mam tego dosyć. Dlatego podjąłem decyzję, że zakończę swój żywot. Początkowo przed tą decyzją powstrzymywała mnie myśl, że niektórym osobom sprawię dużo bólu. Ale przestałem się tym przejmować. Przejdzie im bardzo szybko. Wiem o tym. A ja będę miał już święty spokój. Nic mnie nie będzie obchodzić. Żadnych problemów. smutków, rozczarowań. Nic zupełnie. Nawet mnie nie będzie. Bardzo kusząca perspektywa.
Ktoś zapyta, dlaczego założyłem bloga, skoro mam zamiar się zabić. No cóż...sam nie wiem...może ma to być jakaś forma pożegnania się ze światem?może ma to przestrzec innych przed obraniem takiej samej drogi, jak ja? bo wbrew pozorom jestem świadom tego, że jest to ostateczne wyjście i niewielu osobom je polecam. U mnie jest to decyzja podjęta świadomie, po wielu przemyśleniach. Wiem, że w moim życiu nic się nie zmieni. Nie mam już siły na zmiany, nie mam na nie ochoty.
Na tym kończę pierwszy wpis...